Historia i przyczyny powstania „Bractwa Pszczelego”

Kilka lat temu poznaliśmy się dzięki mediom internetowym – głównie na forach i grupach pszczelarskich. Stwierdziliśmy wtedy, że wiele naszych celów jest zbieżnych. Zaczęliśmy publicznie mówić o tym, co dla wielu pszczelarzy było niewygodne, kontrowersyjne, a czasem wręcz oburzające. Podkreślaliśmy, że droga nieustannego podawania „chemii” do uli prowadzi donikąd. Zaczęliśmy mówić o powołaniu grupy – stowarzyszenia. Kiedy jednak zaczyna się coś budować i nie do końca wie, co z tego w przyszłości wyjdzie, trzeba być otwartym na wiele kierunków i możliwości. Tak właśnie było na przełomie 2014 i 2015 roku. Wspólnym wysiłkiem zbudowaliśmy Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”. Uważamy zresztą, że zrobiliśmy tam kawał dobrej roboty. Wtedy wiedzieliśmy, że chcemy prowadzić pasieki naturalnie i bez tzw. „chemii”. Wiedzieliśmy też, że zrzeszenie się może nam pomóc, bo nasz głos będzie lepiej słyszalny i rozpoznawalny. Ponieważ wtedy pszczelarstwo bez leczenia raczkowało w Polsce i były podejmowane dopiero pierwsze próby, to i zasady zrzeszenia musiały być luźniejsze, żebyśmy się wszyscy tam „zmieścili”. Przystępowali inni – każdy z własną wizją pasieki, ale też ze świadomością, że gdzieś, kiedyś pszczelarstwo skręciło z drogi Natury i przybrało formę gałęzi „przemysłowej” produkcji rolnej. Dziś mamy za sobą perspektywę kilku lat. Wiemy już, że działając wspólnie i blisko współpracując można prowadzić pasieki bez „chemii”, choć w pierwszym etapie nie można mówić o zadowalających rezultatach ekonomicznych i trzeba liczyć się z dużymi stratami. Wciąż jesteśmy na początku tej drogi i nikt z nas nie może powiedzieć z całą stanowczością jak będą wyglądać nasze pasieki za dwa, trzy czy pięć lat. Ale możemy powiedzieć tyle, że po pierwszych poważnych spadkach (w tym również całkowitych), dzięki pomocy innych, ten kto chciał odbudował swoją pasiekę na bazie pszczół leczonych ostatni raz w jesieni 2014 roku. I dziś ta „genetyka” została już w naszych pasiekach upowszechniona i wciąż jest przez nas rozwijana w zgodzie z zasadami doboru naturalnego. Nawet jeżeli przyjdą kolejne takie spadki – a mamy nadzieję, że będą coraz rzadsze i mniejsze – wiemy, że uda się znów stanąć na nogach. Warunkiem jest bliska współpraca, otwartość, wzajemna pomoc – ale i wytrwałość, konsekwencja, cierpliwość i determinacja.

Dziś, po tych kilku latach współdziałania, wiemy też więcej o tym, czego oczekujemy od wspólnej organizacji i jaki rodzaj współpracy jest dla nas najcenniejszy. Jesteśmy mądrzejsi o kilka lat doświadczeń. Jak uważamy, po kilku latach „Wolne Pszczoły” zdecydowały się na pójście drogą propagowania „ostrożnego” pszczelarstwa naturalnego, a więc takiego, które dopuszcza środki biobójcze czy parzące, czy wręcz zachęca początkujących pszczelarzy do ich stosowania. Dlatego też zdecydowaliśmy się na dalszy krok. Krokiem tym jest powołanie nowej organizacji: „Bractwa Pszczelego”. Chcemy aby nowa organizacja opierała się na tych, którzy pomimo wielu przeciwności zdecydowali się wytrwać w pasiekach bez tzw. „chemii” - w jakiejkolwiek postaci, a więc zarówno substancji toksycznych, parzących jak i tzw. „naturalnych” środków biobójczych. Zauważyliśmy potrzebę silniejszego podkreślenia naszej pszczelarskiej tożsamości, jako osób, które w ogóle nie chcą brać stron w wyścigu zbrojeń pomiędzy pszczołą miodną (Apis mellifera) i dręczem pszczelim (Varroa destructor). Oczywiście, jako pszczelarze kibicujemy pszczołom z całych sił i z całego serca. Ale mamy też głębokie przekonanie, że jakakolwiek ingerencja w ten swoisty bój na drodze wypracowania równowagi w relacji „pasożyt-żywiciel”, po prostu długofalowo pszczołom nie służy. Dlatego też w naszym najlepszym rozumieniu i dla ich własnego dobra, nie chcemy pomagać naszym pszczołom jakimikolwiek metodami, które zaburzają zrównoważenie tej relacji. Uważamy też, że to jest najlepszy długofalowy krok dla nas - pszczelarzy. Bo zdrowe pszczoły to zdrowe pszczelarstwo. Bo pszczoły bez „chemii”, to krystalicznie czyste i naturalne produkty oraz pszczoły zdolne do samodzielnego życia w naturze. Chcemy więc im pomagać, ale nie poprzez podawanie toksyn i trucizn, ale stworzenie im takich warunków życia, jakie w możliwie najpełniejszym zakresie będą służyć zachowaniu przez nie zdrowia. I takie też pszczelarstwo chcemy promować.

Jednocześnie nie odcinamy się od tego co znaczy być „pszczelarzem”. Nie mamy ochoty być jednie biernymi obserwatorami pszczół – choć to samo w sobie wielu zapewne wystarczy. Chcemy prowadzić gospodarkę pasieczną, mieć codzienny kontakt z pszczołami i pozyskiwać ich produkty. Pragniemy po prostu, aby nasza relacja z pszczołami była zrównoważona i służyła zarówno ich długofalowemu dobru (co niestety czasem sprzeciwia się dobru konkretnych rodzin pszczelich), jak i naszym indywidualnym celom.

Kilka lat temu, gdy zaczęliśmy naszą działalność, to, co budowaliśmy wspólnym ogromnym wysiłkiem łamało pewne standardy i nierzadko było dla pszczelarzy zbyt kontrowersyjne. Promowaliśmy zupełnie inną optykę spojrzenia na problem zdrowia pszczół. Po kilku latach przez część środowiska pszczelarskiego ta perspektywa została w pewien sposób oswojona i przyjęta jako pełnoprawny głos w dyskusji. Również dzięki naszej pracy. Jednocześnie nasze własne środowisko, to które od początku aktywnie budowaliśmy, rozrosło się na tyle, że i w nim da się wyróżnić szereg postaw. Niektórzy po dużych spadkach zwrócili się w kierunku tzw. „naturalnych” substancji biobójczych, a pszczelarstwo bez leczenia traktują jako wizję nieokreślonej przyszłości. My natomiast już dziś postanowiliśmy promować potrzebę jednoznacznego odcięcia się od wszelkich prób zaburzania „wyścigu zbrojeń” między pszczołą a dręczem. Uznajemy, że już teraz możemy oprzeć swoje pasieki na pszczołach nieleczonych przeciwko warrozie i innym chorobom. Chcemy pozyskiwać miód i inne produkty naszych pszczół, ale też uważamy, że powinniśmy to robić tylko w taki sposób, w jaki nie zaburzamy kształtującej się relacji „pasożyt-żywiciel”. Mamy przy tym świadomość, że może nie udać się to w pierwszych latach prowadzenia pasieki, a dopiero po przejściu jednego lub kilku cyklów „zapaści i ozdrowienia”, o których pisał Kirk Webster. Uważamy, że powinniśmy szukać drogi do równowagi bez posiłkowania się substancjami, które w naszym mniemaniu pszczołom po prostu szkodzą. I na pewno powinniśmy jednoznacznie opowiedzieć się za tą drogą i taką właśnie drogę promować. Dziś więc mamy poczucie, że na tym etapie nasze cele jesteśmy w stanie lepiej realizować poprzez nowy projekt: „Bractwo Pszczele”. Będzie on w sposób pełniejszy obrazował nasze poglądy i przekonania. Mamy nadzieję, że spełnimy również i Wasze oczekiwania.

Mamy przy tym świadomość, że droga, jaką propagujemy, nie jest łatwa. Ostrzegamy, że może okresowo wiązać się z dużymi stratami pszczół i niższą produktywnością pasieki – zwłaszcza w pierwszych latach. Ale też wcale nie musisz podążać tą wyboistą drogą. To co robisz we własnej pasiece, to tylko i wyłącznie Twój wybór. My wybraliśmy naszą drogę. Proszę uszanuj ją, śledź naszą działalność i trzmaj za nas kciuki!