POGLĄDY / Obecna kondycja pszczół

W XXI wieku pszczołowate (Apidae) znikają w zastraszającym tempie. Badania przeprowadzone w Niemczech wykazały, że na przestrzeni ostatnich lat „zniknęło” 75–80% całej biomasy owadów. Być może w Polsce zapylacze mają się lepiej niż za zachodnią granicą. Ciężko jednak to stwierdzić, gdyż, o ile wiemy, takich badań nie przeprowadzano w naszym kraju. Niewątpliwie jednak ubytek liczby owadów, jak również zmniejszenie ich różnorodności daje się zaobserwować gołym okiem na każdym kroku. Coraz rzadsze łąki goszczą coraz mniej i mniej zapylaczy. Lasy – nierzadko monokulturowe sosnowe lub świerkowe – nie są zdolne do podtrzymywania populacji pszczół. Pszczelarze dowodzą, że pszczoły wcale nie mają się źle. Na dowód tego przedstawiają statystyki pokazujące, że liczba pszczelich rodzin w pasiekach systematycznie rośnie. Na tej podstawie laicy nierzadko dają się przekonać, że wszystko jest w porządku. Ale prawda jest jednak trochę bardziej gorzka. Po pierwsze pszczoły to nie tylko pszczoła miodna (Apis mellifera) - w Polsce występuje kilkaset gatunków pszczołowatych. Niektórzy badacze podają, że blisko połowa z nich znajduje się na skraju wyginięcia. Po drugie liczba rodzin pszczelich w pasiekach jest stabilna dlatego, że tam pszczoły są sztucznie namnażane i utrzymywane przy życiu poprzez stosowanie bardzo silnych substancji toksycznych, parzących i biobójczych. Liczba dziko żyjących rodzin pszczół miodnych pozostaje natomiast zagadką. Nie budzi jednak wątpliwości to, że populacje żyjące w niedoglądanych siedliskach na niektórych obszarach, bądź to zniknęły, bądź mają się zdecydowanie gorzej niż kilkadziesiąt lat temu. Większość środowiska pszczelarskiego twierdzi wręcz, że pszczoła miodna nie jest dziś zdolna do samodzielnego życia, a więc dzika populacja po prostu nie istnieje w ogóle.

Pszczoły miodne żyją na tej planecie od kilkudziesięciu milionów lat. Ich sytuacja zmieniła się diametralnie w ostatnich kilkudziesięciu latach – i głównie za sprawą człowieka, a w szczególności prowadzonej gospodarki leśnej, rolnej i pasiecznej. Jeszcze z dzieciństwa pamiętamy łąki, na których pasły się zwierzęta, a liczne kwiaty i zioła były oblatywane przez motyle i pszczoły. Dziś takie widoki należą do rzadkości. Zmieniło się rolnictwo, a wraz z nim wiejskie krajobrazy. W obszarach tych coraz więcej jest monokultur, coraz więcej upraw, które nie stanowią pożywienia dla zapylaczy (zboża, kukurydza). Zniknęły chwasty, zniknęły miedze, powoli znikają łąki, a pola systematycznie zmieniają się w pustynie dla owadów. W gospodarce rolnej stosuje się więcej pestycydów niż kiedykolwiek do tej pory. Zmieniły się także przydomowe ogródki - trawniki są permanentnie koszone i odchwaszczane, a liczne niegdyś drzewa miododajne zostały zastąpione iglakami. Tereny wiejskie stają się powoli coraz bardziej nieprzyjazne dla owadów zapylających. Pszczoła miodna ewoluowała w lasach. Owady zakładały gniazda w dziuplach, a różnorodne lasy były zdolne do podtrzymywania ich populacji. Sytuacja zmieniła się w dwudziestym wieku wraz ze zmianą podejścia do gospodarki leśnej. Przez dziesiątki lat nasadzano jedynie te drzewa, które potrzebne były dla gospodarki. To powodowało ubożenie ekosystemów leśnych i przekształcanie ich w monokultury. Do tego wycinano stare drzewa dziuplaste, w których gniazdowały pszczoły. Jak się jednak zdaje, na szczęście zarządzający Lasami Państwowymi od pewnego czasu dostrzegają znów potrzebę zmian i zwiększenia bioróżnorodności lasów. A te zajmują przecież blisko 30% obszarów naszego kraju. Już jakiś czas temu zrozumiano, że nasadzenia nielicznych gatunków nie sprzyja ani gospodarce, ani ekosystemom. Ale musi minąć jeszcze trochę czasu, zanim zmiany przyniosą pozytywny efekt. Kto wie, być może dzięki temu za kilka dekad lasy ponownie przejmą ciężar utrzymania populacji pszczół - tak jak było to kilkaset lat temu.

Samo pszczelarstwo zmieniło się natomiast wraz z inwazją roztocza o nazwie dręcz pszczeli (Varroa destructor). Gatunek ten zawędrował z południowej Azji, przenosząc się z kuzynki naszych pszczół – pszczoły wschodniej (Apis ceranae). Dręcz jest niewątpliwie jednym z potężniejszych wrogów z jakim zetknęła się w historii pszczoła miodna. Większość pszczelarzy przekonuje wręcz, że zginęłyby bez ich ingerencji i „pomocy”. A ta „pomoc” polega głównie na zalewaniu uli środkami toksycznymi z grupy pestycydów (akarycydy, a więc środki zabójcze dla pajęczaków), parzącymi (kwasy organiczne) czy biobójczymi (olejki eteryczne). Skutkiem tego ule stały się jałowe, pozbawione złożonych ekosystemów tworzących tzw. biofilmy, a środowisko życia pszczół zostało skażone produktami rozpadu „leków”. Na pewno pszczołom nie pomaga też stosowanie nowoczesnych metod gospodarki pasiecznej zaburzających ich naturalny cykl życiowy oraz daleko posunięta selekcja na cechy gospodarcze. Ta ostatnia, połączona ze sprowadzaniem pszczół z odległych rejonów, drastycznie zmniejsza różnorodność, przystosowanie i plastyczność owadów. W efekcie rodziny pszczele umierają pomimo coraz dalej posuniętych „starań” pszczelarzy.

„Bractwo Pszczele” zostało założone między innymi po to, aby przekonywać amatorów pszczelarstwa, że pasieki można prowadzić inaczej niż propaguje to większość środowiska. Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od samych pszczół jak prowadzić pasieki, aby owady były zdrowe i samowystarczalne. To my powinniśmy się starać dostosować do nich, gdyż jak pokazuje historia nowoczesnego pszczelarstwa, odwrotne działania prowadzą do olbrzymich problemów owadów. Nie wszystkie negatywne tendencje dadzą się odwrócić, ale wielu z nich można przeciwdziałać zwracając pszczoły na drogę selekcji naturalnej i zwiększając ich bioróżnorodność i plastyczność. Pszczoła miodna jest gatunkiem wystarczająco silnym i odpowiednio przystosowanym, aby poradzić sobie w nowoczesnym świecie. Musi jednak dostać od nas szansę.

Bartłomiej Maleta