POGLĄDY / Selekcja niezgodna z naturalnymi potrzebami gatunku

Publikacja ukazała się w 2015 roku w grudniowym numerze miesięcznika "Pszczelarstwo"

W poprzedniej publikacji („Pszczelarstwo" 11/2015) staraliśmy się wykazać, dlaczego długofalowe zwalczanie roztoczy Varroa jest nieracjonalne i przynosi więcej szkody niż pożytku. Ale samo nieustanne leczenie pszczół nie jest jedynym powodem, dla którego gatunek Apis mellifera ma się źle. My, pszczelarze, popełniamy wiele „grzechów" przeciwko naturze pszczoły. Zapomnieliśmy, co jest dla Niej dobre bądź... nigdy nas to nie interesowało. Najważniejszym i, być może, tak naprawdę jedynym problemem nowoczesnego pszczelarstwa jest niedostrzeganie lub ignorowanie natury pszczoły miodnej. Możemy jednak pokusić się o rozbicie go na kilka składowych. Pierwszą z nich jest selekcja niezgodna z naturalnymi potrzebami pszczoły.

Od zarania starożytnych cywilizacji i początków rolnictwa, człowiek selekcjonował zwierzęta hodowlane oraz rośliny. Selekcja ta zawsze była, jest i będzie. W uproszczeniu polega ona na systematycznej zmianie osobników w kolejnych pokoleniach, aby były bardziej wydajne, łagodniejsze i lepiej znosiły ingerencję oraz towarzystwo człowieka. Nowoczesne rolnictwo, które jest główną przyczyną degradacji środowiska naturalnego, przesuwa dziś selekcję organizmów do granic absurdu. O ile przed erą rozwoju nauk medycznych (i weterynarii) „wytworzone" w taki sposób zwierzęta umierały, kiedy ich zbyt wyśrubowane" cechy powodowały nieprzystosowanie do środowiska, o tyle dziś na porządku dziennym jest ratowanie zwierząt, które nie potrafią funkcjonować bez opieki człowieka. Podobnie jest wśród roślin uprawnych — i tu ceną za wyższe plony jest konieczność częstego wspomagania chemią.

Cechy pszczoły naturalnej

Pszczoła miodna wciąż jeszcze ma szereg przystosowań do funkcjonowania w środowisku naturalnym bez człowieka, choć czasem wydaje się, że pszczelarze robią wszystko, co w ich mocy, żeby te cechy bezpowrotnie usunąć. Selekcja na wzmocnienie jednych cech osobniczych, zawsze pociąga za sobą nadwątlenie innych. A przecież zmieniamy wówczas cały organizm, cały złożony i współzależny system, który przez dziesiątki tysięcy lat doskonalił się w zdolności przeżycia. Na danym obszarze przeżywały pszczoły, które „znały" klimat i pożytki, radziły sobie z miejscowymi patogenami, które „wiedziały" jak reagować na długotrwałe deszcze, powracające wiosenne chłody czy przeciągające się susze. Zupełnie inne warunki panowały choćby na obszarach puszcz klimatu umiarkowanego, a inne w skalistych czy suchych rejonach południa Europy. I to właśnie „pszczoła lokalna" — w odniesieniu do jakiejś konkretnej lokalizacji — była najlepiej przystosowana do miejscowych warunków środowiskowych.

Dzika pszczoła używała dużo propolisu, który zapobiegał rozwojowi patogenów. Była obronna i dzięki temu lepiej walczyła z intruzami. Ograniczała się w czerwieniu w czasie załamania pogody i dzięki temu była w stanie przetrwać ciężki okres, a nadmiar czerwiu nie stanowił wówczas obciążenia dla rodziny i nie był narażony na wychłodzenie czy głód. Roiły się pszczoły, które radziły sobie najlepiej i które osiągały sukces biologiczny. To, rzecz jasna, pewne uproszczenie i skróty myślowe, bo zagadnienie złożonego systemu cech pszczelich jest zbyt skomplikowane, aby opisać je w paru prostych zdaniach. Pszczelarze nie lubią tych wszystkich cech dzikiej pszczoły i prawdopodobnie nigdy nie zastanawiali się nad tym, czy są one pszczole do czegoś potrzebne. Interesowało ich tylko to, ile miodu pszczoła przyniesie i jak łatwo będą mogli go odebrać...

Dzisiejsze pszczoły w zastraszającym tempie tracą przystosowania do życia w środowisku naturalnym. Przez ostatni wiek tak bardzo oddaliliśmy pszczołę od jej naturalnego pierwowzoru i zmniejszyliśmy plastyczność przystosowań gatunku, że wraz z pojawieniem się nowych zagrożeń niezwykle trudnym stało się utrzymanie pszczół przy życiu. W dużej mierze odpowiedzialna jest za to praca hodowlana. Ale to wszystko nie znaczy, że mamy wrócić do „żądlących bestii", które — jak głosi legenda —zatrzymały pochód legionów rzymskich przez ziemie Słowian. Pszczelarze organiczni wskazują po prostu na potrzebę zapewnienia naturalnego rozwoju gatunku Apis mellifera, równoważącego potrzeby pszczelarzy z naturalnymi potrzebami pszczoły. Przykłady ze świata dowodzą, że to zrównoważenie jest możliwe i, co więcej, taka hodowla pozwala na osiągnięcie sukcesów komercyjnych. Rozmnażajmy więc te, które nadmiernie nie propolisują, mniej się roją czy zbierają więcej miodu, ale pozwólmy naturze wyeliminować te z nich, które po prostu same sobie nie radzą.

Musimy sobie uzmysłowić, że pewien próg śmiertelności pszczół jest niezbędny, aby zapobiec rozprzestrzenianiu nieprzystosowanych genów oraz pożądany z punktu widzenia przeżywalności i wzmocnienia całej populacji. Historyczna śmiertelność dziko żyjących pszczół, która trzymała populację pszczoły miodnej w zdrowiu przez miliony lat, mogła się zapewne zbliżać okresowo nawet do 50%. Dziś, walcząc o przeżycie każdej rodziny, wpływamy negatywnie na zdrowie całego gatunku, co widać na każdym kroku. Bardziej doświadczeni hodowcy i pszczelarze niezmiennie jednak szczycą się przeżywalnością pszczół na poziomie 98-99% (rzecz jasna przy użyciu chemii), wyznaczając też takie standardy i oczekiwania wśród amatorów. Musimy jednak mieć świadomość, że tym samym podcinamy gałąź, na której opiera się pszczelarstwo przyszłych pokoleń. Gdyby trzydzieści kilka lat temu nie rozpoczęto zwalczania warrozy na terenie Polski, dziś prawdopodobnie mówilibyśmy o tym roztoczu jako o pasożycie pszczoły, który współistnieje w ulu i przynosi znikome straty ekonomiczne i wyjątkowo rzadko powoduje spadki rodzin pszczelich. Jako pszczelarze wybraliśmy jednak inną drogę i pomimo ewidentnej porażki tego kierunku, wciąż bezrefleksyjnie brniemy w tę samą stronę. Nie jest za późno, aby z tej drogi zejść, ale musimy mieć świadomość, że każdy kolejny sezon ratowania nieprzystosowanych biologicznie rodzin pszczelich utrwala i rozprzestrzenia niezdolność do zwalczania warrozy przez same pszczoły.

Nowe pożądane cechy pszczół

Ostatnie dziesięciolecia to ciężki okres dla pszczelarstwa. Roztocze Varroa destructor stało się „papierkiem lakmusowym" złej sytuacji pszczoły. Dlatego obecnie niezwykle istotne jest podjęcie selekcji w kierunku innym niż dotychczasowy. Dziś to nie miodność czy łagodność pszczoły muszą być najważniejsze, ale jej odporność na choroby i możliwość współistnienia z roztoczem Varroa — bo ono już nie opuści naszych pasiek, niezależnie od tego, ile chemii wpompujemy do uli. Przyjazne dla nas cechy pszczół musimy dziś odsunąć na drugi plan i zacząć ich ponowną selekcję, po osiągnięciu satysfakcjonującego progu przeżywalności populacji.

Dzisiejsi pszczelarze komercyjni nie zawracają sobie głowy zdrowiem pszczół, bo wynika to z ich kalkulacji ekonomicznej. Taką postawę można było zauważyć w filmie „Więcej niż miód", w scenie obrazującej opryski prowadzone w lotny dzień, podczas zapylania migdałowców — wszystko za wiedzą i zgodą pszczelarzy... I choć — na szczęście — podobnych praktyk raczej w naszym kraju się jeszcze nie spotyka, to bezsprzecznie można zaobserwować następujące podejście: pszczoła ma zbierać miód, pyłek, propolis, ma produkować wosk i zapylać (najlepiej odpłatnie dla pszczelarza), a przy życiu można ją utrzymać dzięki stosowaniu najróżniejszych „leków" i środków chemicznych. Ale pszczelarze, którym leży na sercu dobro pszczół, powinni zacząć interesować się tymi cechami pszczół, które pozwolą samym pszczołom radzić sobie z zagrożeniami.

Najważniejszym zagadnieniem jest tak naprawdę umiejętność wykrycia obecności roztocza przez pszczoły. Podstawowym zmysłem pszczoły w tym zakresie jest powonienie. Ale roztocza posiadają niezwykłe umiejętności maskowania swojego zapachu i upodabniania go do zapachu żywicielki, co powoduje, że stają się one dla pszczół jakby niewidzialne. Dlatego kluczowym zadaniem jest wyselekcjonowanie pszczół, które po prostu są w stanie „zauważyć" Varroa. Te pszczoły, które stwierdzą obecność pasożyta, podejmują z nim walkę na różne sposoby i w wielu zagranicznych pasiekach, podejmowana jest ze znakomitymi efektami odpowiednia selekcja. Sposoby pszczół, o jakich mówimy, to przede wszystkim podstawowa higieniczność, grooming (czyszczenie się dorosłych osobników z roztoczy) i VSH („higiena wrażliwa na Varroa). Jest ich niewątpliwie więcej, ale akurat te są łatwe do obserwowania i oceny dla każdego — nawet pszczelarza amatora. Dzięki wykorzystaniu takich pszczół, jeden z nas (Ł.Ł.) zauważył we własnej pasiece, że przeżywalność przy ograniczonym użyciu organicznych substancji chemicznych (Tymol, olejki eteryczne), jest praktycznie na takim samym poziomie jak w typowych pasiekach komercyjnych, w których leczenie wykonuje się kilka razy do roku środkami mającymi znacznie gorszy wpływ na zdrowie owadów.

Nie wdając się w szczegóły, przeprowadzimy krótką analizę wymienionych cech pszczelich. Pszczoły higieniczne to te, które sprzątają gniazdo z obcych substancji i przedmiotów znajdujących się w ulu, usuwają też martwy czy chory czerw, który mógłby być przyczyną namnażania się patogenów. Najprostszym testem na stwierdzenie higieniczności rodziny pszczelej jest wprowadzenie do ula jakiegoś przedmiotu, np. kawałka tektury, trocin, czy kulek styropianowych i sprawdzenie jak szybko pszczoły pozbędą się tych „śmieci". Typowy test higieniczny związany z usuwaniem porażonych lub martwych larw wykonuje się przez nakłuwanie zasklepionego czerwiu (poczwarki) igłą, bądź też zamrożenie fragmentu piastra w taki sposób, aby uśmiercić młode pszczoły w komórkach i sprowokować pszczoły czyścicieiki do ich usunięcia. Wyznacznikiem higieniczności jest czas, w którym pszczoły poradziły sobie z tym zadaniem. Uznaje się, że odsklepione i wyczyszczone komórki w 100% po dwudziestu czterech godzinach, to bardzo dobry wynik i rodzina posiada wysoką higieniczność. Pszczoły selekcjonowane na tę cechę potrafią taki sam obszar piastra wyczyścić w czasie poniżej dziesięciu godzin.

Tak zwany „grooming", to oczyszczanie się dorosłych osobników z roztoczy. Pszczoły mogą usuwać roztocza same z siebie (autogrooming) lub też wykonują to inne pszczoły robotnice (allogrooming). W celu oceny stopnia tego zachowania austriacki hodowca Alois Wali-ner opracował prosty test. Co kilka dni liczył osyp martwych roztoczy na wkładce dennicowej, oddzielając osobniki uszkodzone od nieuszkodzonych. Dzięki temu obliczał procentowy udział okaleczonych osobników w całej liczbie spadłych roztoczy. Obecność uszkodzonych anatomicznie Varroa destructor świadczyła o umiejętności zwalczania roztoczy przez pszczoły. W rodzinach wybitnych, które przeszły już selekcję, liczba uszkodzonych samic Varroa sięgała nawet powyżej 90% (oznacza to, że niecałe dziesięć procent z nich dożyło naturalnej śmierci). Dzięki opisom testów Walinera i innych pszczelarzy, w tym choćby polskiego pszczelarza — Jerzego Smotera z Tymbarku, możemy sami w swoich pasiekach przeprowadzać podobne obserwacje. Niezbędnym wyposażeniem są tylko osiatkowane dennice z wkładkami (przy pełnych dennicach higieniczne pszczoły usuną martwe roztocza z ula, co uniemożliwi ocenę wyniku testu) oraz szkło powiększające czy inny rodzaj lupy. Pamiętać trzeba przy tym, że nasze obserwacje może zakłócić obecność innych żyjątek. Martwe roztocza mogą zostać na przykład usunięte przez mrówki.

Skrót VSH pochodzi od angielskiej nazwy „Varroa Sensitive Hygiene", co w tłumaczeniu można rozumieć jako „higiena wrażliwa na Varroa". W przeciwieństwie do groomingu, który dotyczy usuwania roztoczy z wykształconych osobników dorosłych, zachowania VSH polegają na wyszukiwaniu przez robotnice zaczerwionych komórek pszczelich, w których znajduje się dorosła samica Varroa, zdolna wydać na świat potomstwo. Obserwacje wskazują, że niektóre pszczoły celowo odsklepiają komórki, w których może dojść do prawidłowego cyklu rozrodczego Varroa, natomiast pomijają te, w których samica nie jest w stanie rozmnożyć się. Odsklepianie powoduje: po pierwsze, zakłócenie biologicznego cyklu rozwoju roztoczy, a ponadto jest oznaczeniem komórek dla innych pszczół, które następnie usuwają porażoną poczwarkę i roztocza z ula. Cecha VSH została zidentyfikowana i zbadana w USDA (Departamencie Rolnictwa Stanów Zjednoczonych), w laboratorium hodowli pszczół w Baton Rouge. Na terenie USA pszczoły mające tą cechę rozwiniętą w wysokim stopniu, są powszechnie dostępne. Od kilku lat o pszczołach VSH mówi się coraz więcej w Europie i są już ośrodki, z których można sprowadzić selekcjonowane matki do Polski. Dzięki obserwacjom małżeństwa John'a i Carol Harbo, a także opracowaniu przez nich prostego testu, również w amatorskich pasiekach możemy starać się wyszukiwać i selekcjonować pszczoły o pożądanych zachowaniach VSH. Taki test polega na odsklepianiu poczwarek i wyszukiwaniu na nich roztoczy oraz w komórkach pszczelich. Musimy stwierdzić, czy w zasklepionej komórce znajdowały się roztocza, a jeżeli tak, to ile ich było i czy obecny był samiec. Liczba komórek, które dadzą nam względnie wiarygodny obraz obecności zachowań to około 100-150 sztuk. Rodziny o wysokim wskaźniku zachowań VSH, to te, w których nie stwierdza się potomstwa roztoczy, lub jest ono w nielicznych komórkach, a także te, które nie dopuszczają do wspólnej obecności zdolnych do rozpłodu samicy i samca roztocza Varroa destructor.

A czy to jedyna droga?

Selekcjonowanie opisanych zachowań, to niewątpliwie jedna z dróg do wzmocnienia pszczoły w walce z roztoczem. Dzięki obecności tych zachowań, rodzina zaczyna się czyścić z pasożyta znacznie wcześniej niż osiągnięty zostaje próg krytyczny porażenia, w którym najczęściej nie ma już odwrotu od zagłady rodziny.

Ale cech i zachowań wspomagających pszczołę w walce z warrozą może być znacznie więcej. Pojawiają się choćby obserwacje i badania dotyczące chemicznego oddziaływania niektórych pszczół na zdolności reprodukcyjne roztoczy (poprzez feromony), czy też wpływu długości cyklu rozwojowego czerwiu pszczelego na rozwój potomstwa roztoczy. Na pewno nie jesteśmy w stanie wszystkich tych cech poznać, obserwować, mierzyć, a także odkryć ich wzajemnych zależności. Nie da się stwierdzić, jak bardzo rozwijanie jednych zachowań kosztem innych wpłynie na zdrowie i ogólny stan populacji. Być może, że nienaturalna selekcja jednych cech przez hodowców, spowoduje nieprzystosowanie względem innych zagrożeń(?). Kto wie czy wraz z rozwojem groomingu czy VSH nie wpłyniemy negatywnie na inne cechy pszczoły. Dziś wydaje nam się, że to może być dobra droga, ale kto wie z jakimi jeszcze innymi problemami zetkną się pszczoły i pszczelarstwo w przyszłości. Ludzie zawsze uzurpowali sobie prawo poprawiania Natury, a w konsekwencji musieli walczyć z problemami, których sami byli przyczyną...

W celu zobrazowania tych ostatnich myśli, pozwolimy sobie przytoczyć — jako ciekawostkę — pewne spostrzeżenie pioniera pszczelarstwa organicznego Michaela Busha (www.bushfarms.com/bees). Każdy pszczelarz wie, że zwarty, doskonały wzór zaczerwienia piastra świadczy o jakości matki pszczelej. Encyklopedia PWN „czerw pszczeli" (http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/czerw-pszczeli;3889586.html) podaje: „ze względu na sposób wypełnienia piastra czerwiem wyróżnia się czerw zwarty, gdy plaster jest równo zaczerwiony, i czerw rozstrzelony z komórkami pustymi wśród powierzchni zaczerwionej; czerw rozstrzelony świadczy o wadach matki, jej starości, genetycznej letalności pokolenia; wynik zjadania części młodych larw płci męskiej przez pszczoły". Jednak wcześniej wskazaliśmy, że pszczoły o wysoko rozwiniętych zachowaniach VSH odsklepiają i usuwają poczwarki, w rezultacie plaster z czerwiem przestaje mieć doskonały zwarty wzór. Jak więc zauważa Bush, przez dziesięciolecia hodowcy preferując zwarty wzór czerwiu (co miało świadczyć o tym, że matka jest „lepsza") selekcjonowali przy okazji pszczoły przeciwko zachowaniom higienicznym... Czy wobec tego, mając przed oczami ten przykład, możemy przyjąć, że wiemy lepiej niż Natura, które cechy wybrać i które pszczoły powinny przetrwać. Może po prostu trzeba zdać się na selekcję naturalną, żeby wrócić do odległego w historii punktu, kiedy pszczoły były zdrowe i żyły w zrównoważonej populacji. Wydaje się, że powinniśmy całkowicie zmienić nasze wyobrażenia o potrzebie i kierunkach selekcji. Chcąc mieć dziś parę słoików miodu więcej, tak naprawdę działamy na szkodę gatunku pszczoły miodnej i przyszłych pokoleń pszczelarzy.

Łukasz Łapka, Bartłomiej Maleta